wtorek, 30 grudnia 2014

ŚWIĄTECZNE WSPOMNIENIA



Święta Bożego Narodzenia za nami... zdecydowanie za szybko minęły, choć staraliśmy się chłonąć każdą ich chwilę...były piękne i niezapomniane-pierwsze z małą Julią :)
Coś w tym jest, że Święta z małym dzieckiem nabierają innego klimatu :)
Było wesoło, kolędowo i prezentowo :)
Każdego dnia wracaliśmy do domu, jakbyśmy byli Mikołajami z workami prezentów, a i tak w bagażniku auta pozostawały paczki, których już nie było jak zabrać... po raz pierwszy czułam się zagubiona, kiedy zobaczyłam ilość torb z prezentami w Julkowym pokoju :)
Mała Księżniczka dostała taką ilość sukienek, że jedno jest pewne :)
Na wiosnę to my się w kiecki będziemy stroić :)
Gwiazdor nie zapomniał też o zabawkach, edukacyjnych zabawkach :)
I choć święta były bardzo męczące dla naszego małego szkraba, to dla nas był to piękny czas :)
A i choinką w kościele i latającymi nad żłóbkiem samolotami Gwiazdeczka się zainteresowała :)

WSPIERANIE ROZWOJU OD URODZENIA, CZYLI W CO BAWIĆ SIĘ Z NIEMOWLAKIEM część 2

Nie od dziś wiadomo, że noworodek widzi świat zamazany. Twarz rodzica, opiekuna widzi z bardzo bliska- około 20 cm. Wszystko inne jest dla niego niewyraźne i zamazane. Malutkie dzieci najlepiej widzą wyraźne, kontrastowe kształty. Naprzeciw rodzicom takich dzieci wyszło wydawnictwo Sierra Madre, które wydało serię książeczek i kart edukacyjnych "Oczami Maluszka",  przeznaczoną dla dzieci w wieku 0-12miesięcy.
Książeczki są trzy: zawierają one czarne kształty na białym tle, białe kształty na czarnym tle, a trzecia jest mieszana.
Dodatkowo wydawnictwo wydało teczkę Oczami Maluszka, w której znajdziemy 9 kart, zawierających 18 obrazków. Oprócz bieli i czerni znalazł się tu jeszcze kolor żółty.
Zarówno książeczki, jak i karty są rewelacyjne. Karty są o tyle lepsze, że można je postawić w łóżeczku i maluch może sobie na nie patrzeć w krótkich okresach swojej aktywności. 
Kiedy Julia miała 4 tygodnie zaczęła interesować się otaczającym światem, wtedy to po raz pierwszy postawiliśmy jej w łóżeczku dwie karty - jedną po prawej, drugą po lewej stronie. Zainteresowanie jej było ogromne. Obserwowaliśmy jak z każdym dniem coraz bardziej wpatrywała się w kontrastowe obrazki.
Nadal kontynuujemy zabawę z czarno-biało-żółtymi obrazkami teraz korzystając jeszcze z książeczek
Seria jest doskonałą propozycją na wspólne spędzenie czasu z naszym maluchem, kiedy nie śpi, tylko jest aktywny, zwłaszcza na samym początku przygody rodzicielskiej, kiedy to na wszelkie grzechotki, karuzele i zabawki jest jeszcze za wcześnie.



Później karty i książeczki można z powodzeniem wykorzystać w czasie zabawy ze starszymi dziećmi, które powoli zaczynają mówić. Polecam baaardzo :)

środa, 24 grudnia 2014

RADOSNYCH ŚWIĄT :)

Najpiękniejsze Święta... wyczekane i niezapomniane, bo z Nią :)
We worek spędziłyśmy sobie cały dzień na świątecznych zabawach, leżąc od choinką, słuchając kolęd i świątecznych piosenek :) Piękny czas i pierwszy raz nie brakuje mi śniegu ;)
Na Święta wybywamy, więc nowych postów nie będzie :)
a wszystkim życzymy radosnych i pięknych ŚWIĄT, oby mały Jezus prawdziwie się narodził :)

wtorek, 23 grudnia 2014

O ZABAWACH FUNDAMENTALNYCH SŁÓW KILKA (NOWORODEK)

Jak już wiecie z wykształcenia jestem pedagogiem i to podwójnym, a właściwie potrójnym, bo skończyłam dwa kierunki studiów, a w sumie trzy różne specjalności: opiekuńczo-wychowawczą, opiekę nad małym dzieckiem i edukację przedszkolną.
Jak to na studiach bywa niektóre przedmioty totalnie bezsensowne i nieprzydatne w pracy, a inne fascynujące, ale beznadziejni prowadzący, a jeszcze inne fascynujące i rewelacyjni prowadzący. I na taki rewelacyjny blok zajęć trafiłam na studiach podyplomowych, nie dość, że tematyka zajęć była interesująca, to jeszcze sama pani prowadząca z ogromną wiedzą, głową z milionami pomysłów i co najważniejsze praktyk, a nie tylko teoretyk. Na zajęciach, które nazywały się wówczas metodyka pracy z małym dzieckiem zaraziła mnie zabawami fundamentalnymi. Moja fascynacja nimi była tak ogromna, że bardzo mocno zaczęłam zgłębiać tę metodę, a wkrótce po tym wprowadziłam ją do scenariuszy moich zajęć dla rodziców i maluchów.
Tak więc pokrótce, o co w tym wszystkim chodzi.
Twórcami zabaw fundamentalnych są Colin Rose i Gordon Dryden. Zwracają ono szczególną uwagę na fakt, że w ciągu pierwszego roku życia dziecko nabywa wiele umiejętności: rozwija i doskonali zmysł słuchu, ruch i koordynację, doskonali wzrok, ćwiczy równowagę i uczy się języka. W ciągu pierwszych pięciu lat życia rozwija się 50 procent zdolności do uczenia się, a następne 30 procent rozwija się do około 8 roku życia. Tak więc wniosek jest tylko jeden, że pierwszymi i najważniejszymi nauczycielami dziecka są jego rodzice. A dom staje się pierwszą szkołą dla naszego malucha.
Colin i Gordon teorię swoją oparli na rozwoju 8 inteligencji: przyrodniczej, matematyczno-logicznej, ruchowej, językowej, wizualno-przestrzennej, muzycznej, refleksyjnej i interpersonalnej. Co więcej, bardzo mocno podkreślają fakt, iż aby dziecko rozwinęło wszechstronne umiejętności, musi rozwijać każdą z ośmiu inteligencji, a aby rozwijać wszystkie rodzaje inteligencji trzeba czynić to wszystkimi zmysłami, a więc poprzez wzrok, słuch, wykonywanie czynności, dotyk, węch i smak. 
Od pierwszego dnia życia kształtują się u dziecka części mózgu odpowiedzialne za wzrok, węch i słuch, następnie wraz z rozwojem kolejnych połączeń nerwowych dziecko uczy się mówić, śpiewać, rysować, z czasem pisać, czytać, myśleć i tworzyć.
Dlatego trzeba zapewniać dziecku jak najwięcej doświadczeń sensorycznych, ale jak to zrobić? Oczywiście najlepiej przez zabawę.

NOWORODEK 
1. Niezwykle ważne w okresie noworodkowym jest kołysanie dziecka. W ten to sposób stymulujemy układ przedsionkowy, co w późniejszym okresie życia wpływa na koordynację dziecka i balansowanie. Koordynacja potrzebna będzie dziecku do nauki raczkowania, chodzenia, biegania i jeżdżenia na rowerze.
2. Stopniowo od czwartego tygodnia życia dziecko zaczyna interesować się otaczającym światem, ale ponieważ nie widzi jeszcze wtedy kolorów, potrzebuje wyraźnych kontrastów. Najlepiej w postaci czarno- białych wzorów. Takie pogrubione kontrasty bardzo dobrze i o wiele lepiej niż pastelowe kolory tworzą połączenia wzrokowe w mózgu.
3. Słuchanie spokojnej muzyki, kołysanek, odgłosów natury, szumu morza, bicia serca wpływa uspokajająco na dziecko i stymuluje zmysł słuchu. 
4. Zmysł dotyku jest niezwykle ważny w pierwszym roku życia. Pobudzać go można poprzez dawanie dziecku przedmiotów o różnych fakturach. Możecie samodzielnie wykonać maskotkę z różnych materiałów np. sztruksu, jedwabiu, lnu itd. Jeśli nie macie takich zdolności (tak, jak ja), na rynku można kupić gotowe sensoryczne książeczki ( ma je w swojej ofercie np. Ikea).
5. Różne części mózgu kontrolują różne części ciała, a im więcej ruchu, noszenia, dotyku i przytulania tym lepszy rozwój mózgu i połączeń nerwowych. Dzieci, które są często noszone i przytulane, są dziećmi, które o wiele lepiej się rozwijają, niż pozostawione same sobie przez cały dzień noworodki w łóżeczku.
Są dzieci, które same potrafią się dopomnieć o potrzebę bliskości, ale niestety nie wszystkie. I te, które się tego nie domagają, często mają później problemy w nawiązywaniu relacji społecznych, a i w ich rozwoju daje się zauważać pewne nieprawidłowości.
6. Wasze dziecko nigdy nie jest za małe na wykonywanie prostych ćwiczeń; możecie np. wykonywać z nim rowerek, bawić się wierszykami - masażykami, zabawami paluszkowymi oraz wykonywać wszelkie ruchy naprzemienne, angażując obie połowy ciała, a tym samem wspomagając tworzenie połączeń nerwowych pomiędzy półkulami. 
7. Czytajcie swojemu dziecku już pierwszych dni życia. W ten sposób wzbogacacie słownik mowy biernej u dziecka, zaznajamiacie z melodią języka. Kiedy wykonujecie codzienne czynności pielęgnacyjne mówcie do dziecka, opowiadajcie, co w danej chwili robicie. Pamiętajcie o tym, aby patrzeć cały czas na dziecko i pochylać się nad nim, aby widziało wasze usta.

Wydaje się to takie proste i oczywiste prawda? A jest fundamentem, podstawą do dalszego prawidłowego i harmonijnego rozwoju waszego dziecka. 
Już niebawem o zabawach fundamentalnych dla niemowlaków.



niedziela, 21 grudnia 2014

DZIEŃ Z KSIĄŻKĄ - ZIMA NA ULICY CZEREŚNIOWEJ

Fanką książek dla dzieci byłam od zawsze. I długo zanim urodziła się Julia, ja już w swojej biblioteczce domowej miałam niezły arsenał. Jakoś tak się nazbierało. Ta fajna, to przyda się na zajęcia dla dzieci i rodziców, ta też ciekawa, to może na Domowe Przedszkole, a dzisiaj promocja na jednym z internetowych dyskontów książkowych, no i tak się nazbierało.
Wpisów książkowych będzie sporo, bo uważam, że jest dużo książek dla dzieci o których warto pisać. Dziś chciałam Wam przedstawić "Zimę na ulicy Czereśniowej" wydaną przez wydawnictwo Dwie Siostry.
Za oknem mamy raczej jesień niż zimę (nie żebym narzekała, padającego śniegu i lodu na chodnikach szczególnie nie lubię), ale to nic nie szkodzi, przecież wraz z dziećmi możemy przenieść się do książkowej zimowej krainy.
W książce formatu A4 nie znajdziemy ani jednej linijki tekstu i już to czyni tę książkę wyjątkową. Jeśli nie tekst, to w takim razie co? Piękne kolorowe strony z obrazkami mającymi mnóstwo szczegółów. Mało tego z obrazkami, z których można ułożyć niejedną historię, bowiem rozpoczęty na pierwszej stronie temat jest dalej kontynuowany. I tak oto wszyscy powoli zaczynają przygotowywać się do Świąt Bożego Narodzenia, udają się na jarmark, kupują choinkę, mechanicy wymieniają opony w samochodzie, Hania biegnie na autobus, w centrum kultury trwają zajęcia dla dzieci, a święty Mikołaj przyjeżdża na motorze.
Powoli zaczyna prószyć śnieg, aby w efekcie zasypać cały świat. Dzieci bawią się beztrosko lepiąc bałwana, zjeżdżają na nartach, sankach i jeżdżą na łyżwach.
Każdego bohatera (a jest ich tu nie mało) spotyka inna przygoda - na kolejnych stronach znajdujemy ich w różnych miejscach i przy różnych czynnościach w ciągu dnia.
I tak oto np. Edward biega, Małgosia czyta książkę, a Kasia idzie kupić sobie nowy kapelusz.
Dlaczego polecam tak bardzo tę książkę? Bo w dzisiejszym świecie, kiedy tak wiele nieprzemyślanych bubli książkowych pojawia się na rynku wydawniczym dla dzieci, ta kartonówka jest absolutną perełką.
Polecana jest dla dzieci w wieku powyżej trzech lat, ale ja z powodzeniem bawiłam się z nią już  z dwulatkami. Największą frajdę sprawiało dzieciom szukanie kotów, które zawsze znalazły sobie bardzo dziwne miejsca na swoja kryjówkę.
Książka doskonale rozwija spostrzegawczość, mowę i wyobraźnię dziecka. A do tego zawsze można spróbować przewidzieć, co będzie działo się na kolejnej stronie.
Jest to książka, z której można wykrzesać dużo, bardzo dużo i siedzieć z nią godzinami.
Jeśli czeka was długa podróż do rodziny na święta, to nie ma lepszego gadżetu na ten świąteczny czas, bowiem o historiach, które dzieją się na poszczególnych stronach można długo i długo opowiadać.
Wydawnictwo Dwie Siostry wydało całą serię na ulicy Czereśniowej. Oprócz zimy dostępna jest także wiosna, lato jesień i noc.
Ale o nich innym razem :)
Więc jeśli nadal nie masz dobrego pomysłu na prezent dla swojego dziecka, to biegnij do księgarni... my z pewnością za rok "Zimę na ulicy Czereśniowej" będziemy z Julią dogłębnie studiować :)



CHOINKA

Macie już swoją choinkę, bo my mamy :)
Póki co nie wiszą jeszcze na niej ozdoby zrobione przez Julię, ale jestem pewna, że za rok, dwa lata moje wyobrażenie idealnej choinki będzie musiało zniknąć, a w jej miejsce wejdzie choinka ubrana w ozdoby Julkowe :)
Ale póki co mam swoją, ubraną w drewniane aniołki, filcowe renifery, gwiazdki i dzwoneczki, cynamon, pomarańcza i cukierki.
Ale jeśli macie choinkę, na której nadal nie wiszą dziecięce ozdoby, a wraz z maluchem macie zamiar je przygotować, to poniżej trzy propozycje, które z powodzeniem można wykonać już z dwulatkami :)

1. Patyczkowa choinka
Malutka choinka wykonana z patyczków po lodach i guziczków.
W sklepach można kupić już gotowe zarówno kolorowe, jak i naturalne patyczki, wystarczy je tylko przyciąć, nakleić na jeden długi patyczek i przykleić guziczki.
Zamiast guziczków można nakleić też kolorowe cekiny, albo małe pluszowe pomponiki.

2. Aniołek
Do jego wykonania potrzebujemy kilku kółek. Jedno większe, złożone dwa razy na pół, które będzie sukienką, dwa mniejsze złożone na pół - skrzydełka, oraz malutkie na głowę aniołka, do tego troszkę wełny, albo lamety na włosy. Przydadzą się też gwiazdeczki, cekiny, śnieżynki (np. w formie gotowego confetti) do ozdobienia sukienki.

3.Papierowa bombka
Najprostsza ozdoba, do wykonania już przez półtoraroczne dzieci. Na wcześniej przygotowane, wycięte z papieru kółka wystarczy nakleić świąteczne piankowe naklejki, np. renifery, gwiazdeczki, mikołaje.


Wszystkie ozdoby na zdjęciach zostały wykonane przez dzieci trzyletnie na zajęciach Domowego Przedszkola.

sobota, 20 grudnia 2014

ŻYCIE PO JULCE :)


Nie dalej, jak wczoraj wieczorem doszliśmy do wniosku, że życie przed Julką to mieliśmy bardzo nudne ;)
Ale zacznijmy od początku :)
Dziecko nasze swoje własne zdanie potrafiło wyrażać bardzo wcześnie. Już w 12 tygodniu ciąży, podczas badania USG Julia stwierdziła, że nie pokaże naszemu lekarzowi swojego kręgosłupa. Julia nie dała się przekonać i nie chciała się odwrócić mimo wielu usilnych próśb lekarza, co nasz doktor skwitował ze śmiechem, "no cóż, ma dzieciątko własne zdanie, wróżę państwu trudności wychowawcze" ;) na co matka odpowiedziała "matka pedagożka da rade i się nie da" ;)
Indywidualizm Julii w ciąży przejawiał się na każdym kroku. I tak oto nie lubiła ona marketów, nie tolerowała herbaty, a w pierwszym trymestrze ciąży na śniadanie żywiła się wyłącznie chlebem z dżemem i wodą z cytryną.
Apogeum jej indywidualności była chęć opuszczenia brzucha już w 33 tygodniu ciąży, czym zafundowała matce tygodniowe wakacje w szpitalu 150 km od miejsca zamieszkania (ale matka się nie dała - i tu zwyciężyła, tłumacząc Julii, że póki co jest za gorąco i lepiej poczekać do września, aż temperatury będą bardziej przyjazne ludziom). O ile Julia zechciała poczekać do września, to już w samym dniu porodu tak bardzo się jej spieszyło, że nie mogła wytrzymać jeszcze 40 minut, aby matce zaczęły działać leki i tak spędziła sobie pierwsze dni swojego życia wśród innych koleżanek i kolegów na oddziale noworodkowym, a nie wraz z matką.
Nie dalej, jak wczoraj o godz. 22:00 stwierdziła, że jest wyspana, więc inni pewnie też spać tak szybko nie pójdą i zaczęła prowadzić konwersację z królikiem i misiem, z którymi dzieli łóżeczko. Stanęliśmy wraz z mężem i nie wierzyliśmy, że to nasze dziecko. Julia zaczęła wydawać takie dźwięki, jakich dotąd w swoim życiu jeszcze nie wydawała. Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem, nie mogąc się powstrzymać i ze łzami w oczach stwierdziliśmy, że przed Julią to my mieliśmy bardzo nudne życie. Przejawów indywidualizmu Julii było więcej. Pewnej niedzieli w połowie Mszy stwierdziła, że leżenie w wózku i słuchanie księdza jest za nudne, nic się ciekawego nie dzieje, nic nie widać, więc zechciała, aby inni mieli okazję ją usłyszeć, a ona ich zobaczyć. I tak zaczęła płakać, że mąż mój zmuszony został wjechać z dzieckiem do zakrystii i wziąć je na ręce, a zadowolona Julia zaczęła nawiązywać kontakty z księdzem proboszczem - no cóż po prostu w wózku było za nudno i za mało się działo :)
Innym razem w nocy tuż po zmianie pieluchy Julia doszła do wniosku, że fajnie jest zrobić kupę do czystej pieluchy, no więc zmieniamy. Nie trwa długo i jest następna, nie mija piętnaście minut i zmieniamy pieluchę po raz trzeci, a do tego wszystkie ciuszki, bo przecież fajnie jest się zsikać nie do pieluchy, tylko na przewijak ;) a w dodatku dostać czyste ciuszki.
Używaliście kiedyś mopa o 2 w nocy? Nie? To nie wiecie jakie może to być fajne :) Julia już kilka razy zafundowała nam atrakcję w postaci ulania kałuży na podłogę. Nie wspominając o tym, że przed spacerami i wyjściami z domu matka z ojcem mogą się zawsze ten jeszcze jeden dodatkowy raz przebrać.
Jak widzicie, życie z Julią jest bardzo kolorowe, zawsze dzieje się coś nowego, ciekawego i nie można się nudzić ;) Oboje z mężem dochodzimy do wniosku, że wcześniej to było baaardzo nudno ;)
Kiedy w ciąży czytałam książkę Leszka Talko "Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania" śmiałam się w głos. Teraz wiem, że niejeden rodzic mógłby napisać coś podobnego. Kto wie, może kiedyś powstanie książka zatytułowana życie po Julce ;)


piątek, 19 grudnia 2014

DLACZEGO MATKA POSTANOWIŁA BLOGA PISAĆ...

Założyć bloga chciałam już dawno....
Szczególnie myślałam o tym będąc w czasie ciąży na zwolnieniu lekarskim, no ale jakoś się nie złożyło...
Kiedy urodziła się Julia nie miałam na nic czasu, doba była za krótka, w domu bałagan, zmywarka i pralka wciąż pełne, ale z czasem człowiek dochodzi do wprawy i teraz po trzech miesiącach wiem, że jednocześnie można gotować obiad, powieszać pranie, myć podłogę i bujać Julkę :) Więc jeśli tyle można naraz, to dlaczego i nie pisać bloga :)
bo....
1. Fajnie mieć jakąś odskocznię, kiedy dziecko śpi, a do tego usprawiedliwienie, żeby nie musieć sprzątać;
2. Sama szukałam inspiracji do prowadzenia zajęć z dziećmi na wielu blogach, więc dlaczego by nie podzielić się z innymi swoimi pomysłami;
3. Czasem ważne chwile umykają nam w gąszczu spraw, a warto do nich wracać - pisanie bloga daje takie możliwości;
4. Niektórzy są bardzo daleko i nie zawsze mają czas zadzwonić, więc mogą poczytać;
5. Bo Mąż namawiał mnie do tego już dawno :)

Oto tych kilka powodów skłoniło matkę do pisania....
Miało być głównie o  zabawach Julki i mamy,  ale czasem będzie też o matce, o ciekawych i dobrych książkach, inspirujących zabawach i zabawkach, no i trochę teorii pedagogicznych; w końcu matka pedagogiem kilka lat wstecz została :)

środa, 17 grudnia 2014

BYŁY SOBIE MIKOŁAJKI :)

Mikołajki już dawno za nami, za chwilę świętować będziemy Boże Narodzenie.
Ale słów kilka jak to było u nas...
Nastrój był dziś iście mikołajkowy :) Julkę odwiedziło kilku Mikołajów i Mikołajek :)) bawiliśmy się pacynką reniferem i czytaliśmy książeczki o Mikołaju, a nawet zrobiliśmy sobie mini sesję fotograficzną i choć Księżniczka prawie cały dzień przespała, to w chwilach swojej aktywności świętowała Mikołajki :)))
Oczywiście byliśmy ubrani na czerwono, ale niezbyt długo, bo jak to bywa, właśnie wtedy, kiedy mama chce, żeby Julia była właśnie tak ubrana, Julia nie chce i ulewa :) 
I tak oto czerwony kolor poszedł się prać :)

wtorek, 16 grudnia 2014

WSPIERANIE ROZWOJU OD URODZENIA, CZYLI W CO BAWIĆ SIĘ Z NIEMOWLAKIEM część 1

Za nami już trzy miesiące. Muszę przyznać, że czas ucieka strasznie szybko. Julia dopiero była noworodkiem, a tu już 12 tygodni. Takie maluszki bardzo szybko się rozwijają, ich mózgi są niesamowicie plastyczne. Tak naprawdę od pierwszych pięciu lat zależy całe życie dziecka. To, co damy dziecku teraz zaowocuje w przyszłości.
Już od najmłodszych lat należy wspierać rozwój dziecka, a najlepiej czynić to przez zabawę.
U nas ostatnio króluje Ślimak - magiczne lusterko firmy Smily Play. Julii sprezentowali babcia z dziadkiem.

Zabawka rewelacyjna, która potrafi przykuć uwagę niemowlaka. Po naciśnięciu poszczególnych klawiszy pojawiają się na lusterku zwierzaki: ptaszek, żaba, kaczka, motyl i pszczoła. Po naduszeniu środkowego górnego przycisku pojawiają się również te same zwierzaki, ale już wydają głosy, a po wciśnięciu dwóch innych przycisków zwierzaki niejako tańczą i wydają głosy do melodii.
Julia co prawda nie potrafi jeszcze sama włączyć sobie poszczególnych klawiszy, ale kiedy zrobią to rodzice, patrzy z zaciekawieniem na pojawiające się na lusterku zwierzaki.
Lusterko ma dodatkowo jeszcze ten plus, że kiedy nie naciskamy klawiszy, dziecko widzi w nim swoje odbicie.



Zabawka u nas świetnie sprawdza się zwłaszcza w czasie zabaw na brzuszku. Julka była leniuszkiem i nie za bardzo chciała leżeć na brzuszku. Od kiedy mamy ślimaka wręcz uwielbia, a przy tym, jak jest zaciekawiona :)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

CHUSTOMAMA


Chusta- kawał materiału, a ile daje możliwości :)
Już kiedy byłam w ciąży na przymusowym zwolnieniu lekarskim szperałam sporo w Internecie, czytałam rożne książki. Największe wrażenie zrobiła na mnie „Księga rodzicielstwa bliskości” opisująca 7 filarów rodzicielstwa bliskości. Jeden z nich brzmi „noś swoje dziecko”. I kiedy tak zaczęłam zgłębiać temat pomyślałam, że fajnie byłoby nosić swoje dziecko w chuście. Zawsze wzruszały mnie wakacyjne obrazki mam noszących swoje dzieci w chuście nad morzem.
No i stało się… chcę nosić, no dobra, ale trzeba by się tego nauczyć nim się maleństwo urodzi. I tak to szperając w sieci trafiłam na Grażynę Kasprzak, która akurat w Śremie organizowała warsztaty chustowe. Zapisałam się…
Nadszedł koniec kwietnia, jadę na warsztaty prowadzi je przesympatyczna Ola Mazurek. Opowiada nam o fizjologii małego dziecka, o noszeniu, o tym dlaczego warto nosić. I wreszcie pokazuje nam wiązanie – kieszonkę. Trudna- nie trudna… myślę… spróbujemy. Wybieramy sobie chusty, dostajemy lalki i zaczynamy wiązać. Jak się okazuje łatwo się patrzyło, trudniej wykonać, ale jedno, drugie i trzecie wiązanie. i dochodzę do wprawy, i stwierdzam, że to fantastyczne uczucie, a to tylko lalka, to jak fajnie musi być, kiedy ma się w chuście własne dziecko. Wracam z warsztatów do domu, opowiadam mężowi jak to było fantastycznie i że ja chcę chustę, bo muszę przecież ćwiczyć wiązania. Przeglądamy strony z chustami, ceny zawrotne… no ale ma służyć na lata, więc nie warto byle czego kupować. W końcu wybieramy; piękna zielona nati baby. Przyjeżdża kurier z chustą, jestem zauroczona jaka ona ładna i od razu zaczynam wiązać misia :) Wszystko ładnie się udaje, trzeba tylko popracować nad dociąganiem przy szyi, żeby nie było za luźno. I tak sobie ćwiczę wiązania z misiem, aż do momentu kiedy mam kategoryczny nakaz leżenia…

Przychodzi ten wyczekany dzień… rodzi się Julia.
Odczekujemy trochę i kiedy mała ma 4 tygodnie próbuję swoich sił. Zawiązuję ją od razu (trwało to może z 15 minut z wieloma poprawkami), a ona wcześniej rozpłakana od razu się uspokaja i zasypia.
Chusta okazała się wręcz „magiczna”. Julia od początku naszej wspólnej drogi była dzieckiem o bardzo dużej potrzebie bliskości. Zasypiała na rękach, a odkładana do łóżeczka od razu się budziła. Od kiedy mamy chustę, śpi sobie słodko wtulona we mnie, a ja mogę obrać ziemniaki na obiad, powiesić pranie czy zetrzeć kurze.
Mieszkanie na 4 piętrze nie jest zbyt komfortowe, no ale co zrobić jak nie ma się wyboru? I jak tu wyjść na spacer z wózkiem, kiedy przez pierwszych 6 tygodni po porodzie masz nie dźwigać?
Można w ogóle? Można, kiedy ma się chustę. Nasz pierwszy spacer w chuście miał miejsce kiedy Julia miała 5 tygodni. Zamotałyśmy się, na wierzch zarzuciłam kurtkę męża (to tak a propo gdyby ktoś pytał po co facetom kurtki) i idziemy na spacer. Ludzie dziwnie na nas patrzą, jedni się uśmiechają, inni pytają czy tam aby na pewno jest dziecko, a jeszcze inni patrzą takim wzrokiem jakby chcieli zadać pytanie czy nie stać mnie na wózek. Najbardziej żywiołowo reagują małe dzieci – zobacz mamo to dzidziuś.
Wracamy ze spaceru, mama zadowolona, że udało nam się wyjść, a Julia śpi jeszcze 3 godziny po spacerze w swoim łóżeczku. Od tego momentu chusta towarzyszy nam codziennie podczas spacerów, razem robimy zakupy, powieszamy pranie, ścieramy kurze. Julia sobie słodko śpi, a ja mam  wolne dwie ręce :)
Na początku nie było wcale tak prosto. Pierwsze wiązanie z Julią zajęło nam 15 minut i co chwilę były jakieś poprawki, w końcu dziecko się rusza - to nie  lalka. Teraz doszłyśmy już do wprawy i motamy się w 3 minuty. Co prawda Julia nie lubi samego momentu dociągania chusty, ale kiedy już wszystko jest tak, jak powinno słodko zasypia.
Noszę w chuście i nosić będę :)
A następnym razem o tym, gdzie jeszcze chusta się świetnie sprawdza :)